Daredevil Daredevil
764
BLOG

Lis być Biały Człowiek. Ja być Murzyn.

Daredevil Daredevil Polityka Obserwuj notkę 12

 

Od lat wiem, że lewactwo zawsze robi brzydkie rzeczy, o które maniakalnie oskarża innych. Dokładnie taki charakter ma, trwające od 22 lat, wyzywanie mnie od oszołomów, ksenofobów, rasistów, faszystów, ciemnogrodzian, talibów, wsteczników, ludzi chorych z nienawiści, zoologicznych antykomunistów, moherów, itd., itp. Przywykłem do tego i spływa to po mnie jak po przysłowiowej kaczce, a często wręcz nobilituje. Trudno jednak nie odczuwać złości, gdy wyzywający mnie od rasistów, sami rasizmem i ksenofobią są wprost przepełnieni („Gazeta Wyborcza” wyzywająca konkurencyjną gazetę pogardliwym mianem „Der Dziennik” i rasistowsko obwiniająca cały nielubiany przez siebie naród za wandalizm garstki meneli w Jedwabnem), gdy oskarżany jestem o brak tolerancji dla przedstawicieli innych religii czy kultur przez osobników publicznie niszczących Biblię, czy gdy marny, niepotrafiący poprawnie zbudować zdania socjopata po zawodówce, publicznie znieważający krzyż i modlących się pod nim ludzi, twierdzi, że jestem niewykształconym ciemniakiem, a jego ukochany tzw. premier publicznie porównuje mnie do Niemca z DDR (czyli, w swoim mniemaniu, tego gorszego od Niemca z RFN).

 

Taką właśnie złość odczuwałem obserwując, jak redaktor Liz zdobywa Koronę Himalajów hipokryzji w nagłośnionej dziś przez „Gazetę Polską Codziennie” rozmowie z jaruzelowym wyznawcą i byłym muzykantem – rzucającym „chujami” Zbigniewem Hołdysem. Zacznijmy od tego, że gwiazda polskiej politpoprawnej propagandy szeroko pojęty obóz narodowo-konserwatywny porównuje do Murzynów, a obóz, na czele którego tchórzliwie kroczy, a jakżeby inaczej, nazywa „obozem białego człowieka”. Oczywiście, jak to w tym szemranym towarzystwie bywa, nie mogło obyć się bez rytualnych zapewnień, że owo porównanie nie ma nic a nic wspólnego z rasizmem, jednak sekundę po tych szczerych inaczej zapewnieniach dalej zakochany w sobie Tomasz brnie w jawnie rasistowskie (bo jak je – zgodnie z lewackimi definicjami – nazwać inaczej?) metafory. Następnie przez dobre kilkanaście minut, bez przerwy, odbywa się rytualne plucie na Jarosława Kaczyńskiego, który zdaniem Liza dzieli Polaków na lepszych i gorszych, co brzmi naprawdę komicznie w ustach osobnika sekundę wcześniej dzielącego ludzi na Murzynów (czytaj: niecywilizowanych dzikusów) i Białych (ergo: cywilizowanych, tolerancyjnych europejczyków a nawet światowców). W ramach prezentacji swej, swoiście rozumianej, tolerancji rozmówca Hołdysa dokonuje również zrównania pojęć „katolik” i „alkoholik” (ubierając to, moim zdaniem nieudolnie, w szaty przejęzyczenia), co rozanielona publiczność kwituje, również przepełnionym tolerancją, rechotem. Nie obyłoby się, rzecz jasna, bez, już typowego dla Liza, przejechania się po Rafale Ziemkiewiczu (tu nazywanym „ziemniakiewiczem”), któremu salonowiec zarzuca okradanie podatnika poprzez ubezpieczenie się w KRUSIE. Jak na mój gust, to muszą Liska-chytruska bardzo uwierać celne teksty RAZ-a, którymi ten bezlitośnie (i jak najbardziej zasłużenie) w wyżelowanego gwiazdora godzi. A zarzucanie R. Ziemkiewiczowi okradania podatników jest co najmniej niestosowne w wypadku indywiduum, które co miesiąc inkasuje ciężką kasę, na którą zrzucają się miliony abonentów TVP, a więc niejednokrotnie ludzi naprawdę biednych. I za co ci biedni ludzie płacą Lizowi? Za nic innego, jak cotygodniowe opluwanie Polski religijnej, konserwatywnej, prawicowej. Szkoda, że rozmowę prowadził tchórzliwy Hołdys, bo gdyby to był ktoś mający choćby ślad „cojones”, to może stać by go było na przypomnienie chwalącemu się sukcesem „Wprost” Lizowi, że ów sukces polega głównie na zawyżaniu wyników sprzedaży, co – zdaje się – zostało potwierdzone wyrokiem sądowym. Najbardziej irytujące było chyba jednak kazanie Liska-chytruska o dziennikarskiej uczciwości i autentyczności, które to, zdaniem wyżelowanego „kaznodziei”, są podstawą jego rynkowo-medialnego sukcesu. No cóż, ujmę to tak: najwidoczniej politruk Liz ma pełną świadomość żenująco niskiego poziomu intelektualnego i gospodarza owego spotkania, i zgromadzonej małoletniej, tolerancyjnej inaczej publiki. Bo jak człowiek inteligentny za uczciwego, bezstronnego i szanującego swych gości dziennikarza może uznawać osobnika, który na nielubianych przez siebie rozmówców szczuje wulgarną, zakochaną w czerwonych publikę, a uczestników prowadzonych przez siebie nawalanek dobiera w proporcjach trzech lub czterech na jednego, sam przy tym bynajmniej nie trzymając się jedynie roli gospodarza-moderatora?

 

Patrząc na wynurzenia tego, akademickiego wręcz, przykładu stronniczości, oportunizmu i koniunkturalizmu zastanawia mnie jedno: jakim trzeba być ignorantem, aby wierzyć w zapewnienia o polskim wolnym rynku medialnym, skoro za symbol owej rzekomej wolności mediów uchodzi jednostka tak oślizła, obłudna i tchórzliwa jak wbijany do głów zagubionej dzieciarni Tomasz Lis? I jak można jeszcze mieć nadzieję, że tak usilnie i, niestety, skutecznie ogłupianie miliony, będą kiedykolwiek w stanie zagłosować na prawdziwych polityków, a nie jedynie na kopiące piłkę i jarające trawę medialne wydmuszki? 

 

 

 

Rozmowa Hołdysa z Lisem

Daredevil
O mnie Daredevil

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka