Daredevil Daredevil
901
BLOG

Donald Tusk boi się nie tylko debat, ale nawet wywiadów

Daredevil Daredevil Polityka Obserwuj notkę 23

 

Początek kończącej się już kampanii stał pod znakiem - jak zwykle rozpętanej przez PO – przepychanki, tym razem w sprawie debat. Skończyło się, zgodnie z przewidywaniami, na jednogłośnym werdykcie obozu rządowego (z GW i TVN na czele): Jarosław Kaczyński unika debat, bo, jako „tchórz”, który „w 2007 uciekł od władzy”, zwyczajnie starcia przed kamerami się boi. Tak zawyrokowała „grupa trzymająca władzę”.

 

A jak było naprawdę? Trzeba rzeczywiście mieć sklerozę, albo być człowiekiem totalnie zakłamanym (ewentualnie być nastolatkiem, który może tego nie pamiętać), aby udawać, że to, co odbyło się w TVP w roku 2007, nazywać można „debatą polityczną”. Oczywiście, mam na myśli starcie Kaczyński-Tusk, które miało tyle wspólnego z poważną dyskusją dwóch ważnych polityków, co programy Liza z publicystyką. I jedno, i drugie nie może być traktowane poważnie, głównie z powodu widowni zgromadzonej w studio, której zadanie to już nie tylko klakierowanie pupilkom czerwonych mediów, ale wybuczanie, wyśmiewanie czy wręcz wyszydzanie wrógów Czerskiej i innych salonowych tub. (Co charakterystyczne, podczas poniedziałkowego lisiego seansu nienawiści wobec Jarosława Kaczyńskiego, wyżelowany magister upomniał zwolenników prezesa PiS-u, aby nie klaskali zbyt często i zbyt głośno, mimo, że od lat takie reakcje są nieodłącznym elementem formuły, którą sam przyjął.).

 

Wracając do wątku debat: obecna w studio TVP w październiku 2007 młodzieżówka PO, skutecznie zbijała z pantałyku ówczesnego premiera. Ale jak mogła nie zbijać, skoro nie ograniczała się jedynie do oklasków kwitujących wypowiedzi swego sepleniącego idola, ale – w miarę trwania audycji – coraz śmielej pozwalała sobie na buczenie, chamskie rechotanie, a nawet obelżywe okrzyki pod adresem szefa Prawa i Sprawiedliwości (ostatnio na którymś z portali przeczytałem, że padło nawet z tej grupy głośno wypowiedziane zdanie „Kaczor, nie ściągaj!”). Pamiętam, że oglądając wtedy ten pokaz, typowego dla PO i jej elektoratu, chamstwa, miałem wrażenie, iż za chwilę któryś z tych „młodych, wykształconych, z wielkich miast” wstanie i zacznie Jarosława Kaczyńskiego szturchać czy szarpać za krawat. Jednym słowem: po takim "popisie" PO nadal naiwnie liczyła, że PiS może jednak znowu da się złapać w tę samą pułapkę, a trzeba dodać, że, jako prowadzącego debatę, Tusk i ferajna rekomendowali właśnie towarzysza Liza. No, a wobec, jednak bardzo prawdopodobnej, odmowy ze strony głównej partii opozycyjnej, natychmiast uruchumiono „narrację” pod tytułem „tchórzliwy, unikający debat Kaczor kontra odważny, szanujący demokrację Tusk”. Tyle, że – jak w wypadku każdej platformianej narracji – mogła ona podziałać tylko i wyłącznie na ignorantów, nie bez kozery zwanych lemingami.

 

A rzeczywistość, czyli prawda, jest dokładną odwrotnością tego, co swemu naiwnemu (to eufemizm) elektoratowi wmawia Platforma. Bo Tusk, który od 4 lat udaje premiera (a od prawie ćwierćwiecza - polityka), zarzuca tchórzostwo w sferze medialnych wypowiedzi, debat, czy wywiadów, a przecież to on sam, jako pełniący tak ważną funkcję, jak ognia unika wywiadów, rozmów, spotkań ze wszystkimi dziennikarzami. Tak, świadomie używam zwrotu „wszyscy dziennikarze”, bo sympatyczne pogawędki z zadającymi pytania w pozycji klęczącej wyrobnikami czerwonych szczekaczek, nie są żadnym poddawaniem się funkcji kontrolnej mediów, tylko jednym z elementów nachalnego, topornego pijaru. (Co do przykładowych „trudnych pytań”, jakimi dociskają tzw. premiera tzw. dziennikarze, podam tylko przykład zadanego dziś Tuskowi na konferencji pytania: „Panie premierze, jak pan dba o kondycję?”. Przy czym zapewne słowa „pan” oraz „premier” zostały wypowiedziane z wielkiej – a nie tylko dużej – litery.) O tym, jak przewodniczący PO unika rozmowy np. z dziennikarzami „Rzeczpospolitej” napisał dziś Igor Janke: 'W ciągu czterech lat rządów Platformy Obywatelskiej mimo wielu próśb „Rzeczpospolita“ tylko raz dostąpiła zaszczytu rozmowy z premierem Tuskiem. Albo zbywano nas, przekładając wiele razy terminy wywiadu, albo dyskretnie sugerowano, że nie ma na niego szans. W tym samym czasie Donald Tusk wielokrotnie gościł na łamach innych gazet. W mojej 20-letniej karierze zawodowej nie zdarzył się jeszcze rzecznik prasowy, który ani razu nie odpowiedziałby na mój telefon. Rzecznik rządu Paweł Graś nie odpowiedział, choć jednocześnie wypisywał złośliwe uwagi pod moim adresem na Twitterze.'

Sprawdzałem w wyszukiwarce - wywiad, o którym wspomnina szef Salonu 24, to jedyny przypadek rozmowy Tuska z medium uchodzącym za krytyczne wobec PO w ciągu całej, kończącej się kadencji. Pytam zatem: jak kogoś, tak panicznie uciekającego od starcia z prawdziwymi dziennikarzami, przeprowadzającymi prawdziwe wywiady, można traktować jak poważnego polityka? Jakie zdanie można mieć o człowieku tak tchórzliwym i jednocześnie zarzucającym  tchórzostwo jednemu z naprawdę niewielu polskich polityków, któremu można odmówić wielu rzeczy, ale na pewno nie odwagi?

Swoją drogą, od lat marzę o tym, żeby zobaczyć Tuska udzielającego telewizyjnego wywiadu „na żywo” np. Wojciechowi Cejrowskiemu. Ale wiem, że jest to marzenie ściętej głowy, bo szef Platformy czuje chyba, że takie „starcie” mogłoby być dla niego podobne w skutkach do popularnej w Internecie rozmowy znanego podróżnika z niejaką Frytką. Zresztą, mówiąc szczerze, Donalda Tuska już od dawna uważam właśnie za Frytkę polskiej polityki. Tyle, że nieco lepiej „zrobioną”.

Daredevil
O mnie Daredevil

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka